Recenzja filmu

Mama (2014)
Xavier Dolan
Anne Dorval
Suzanne Clément

Wszystko o mojej matce

Dawno nie byłem tak zazdrosny po wyjściu z kina. Docenianie precyzyjnej konstrukcji i narracyjnej energii filmu to jedno, ale mój zachwyt nad konsekwencja, z jaką Dolan rozwija się jako autor,
Są w nowym filmie Xaviera Dolana dwie sceny, za które powinien dostać zarówno Złotą Palmę, jak i nagrodę Teen Choice. W pierwszej matka wyobraża sobie przyszłe losy swojego syna – pierwszą miłość, maturę, studia, ślub. W drugiej, radosne chwile tejże matki, syna oraz ich sąsiadki stają się chwilowym azylem przed pełną znoju codziennością. W obydwu przypadkach mamy do czynienia z teledyskiem, w którym perfekcyjnie dobrana muzyka i kapitalna inscenizacja zamieniają kicz w popkulturową poezję. W obydwu scenach Dolan łamie też przyjętą stylistyczną regułę: jego film nakręcony jest w formacie 4x4, zaś cała historia mieści się w "kwadracie" na środku ekranu.
 
Podobny zabieg ma oczywiście uzasadnienie: odzwierciedla skrępowanie bohaterów, duchotę ich intymnej relacji, brak przestrzeni w skostniałym matczyno-synowskim układzie. Drugim zabiegiem istotnym dla ich sytuacji jest prolog w postaci plansz informacyjnych: dowiadujemy się z nich, że akcja rozgrywa się w Quebecu niedalekiej przyszłości, a kanadyjski rząd wprowadził w życie kontrowersyjną ustawę. Na jej mocy zagrażające zdrowiu bądź życiu bliskich dziecko może trafić pod dożywotnią, szpitalną kuratelę na życzenie rodzica, z pominięciem papierkowej roboty oraz instytucji pośredniczących. W związku cierpiącego na ADHD, agresywnego Steve'a (Antoine-Olivier Pilon) i butnej, obnoszącej pstrokate stroje Diane (Anne Dorval) ustawa ta wydaje się strzelbą Czechowa.

Chłopak powraca do domu po latach pobytu w zakładach resocjalizacyjnych. Pełen wzajemnej miłości, niechęci, ale i kazirodczych pragnień trójkąt, który stworzą wraz z zakompleksioną i nieszczęśliwą w małżeństwie sąsiadką (Suzanne Clement), będzie kolejnym rozdziałem Dolanowskiej autoterapii. W debiutanckim "Zabiłem moją matkę" reżyser ustawił na jednej z półek w mieszkaniu "Filozofię w buduarze" Markiza de Sade'a. "Zgryźliwą i wstrętnie obłudną kobietę godną najwyższej nienawiści" jej bohater odkrywał właśnie w swojej matce. I jeśli debiut Dolana był bezwzględnym sądem nad rodzicielką, rachunkiem wyrządzonych przez nią krzywd i wezwaniem do zapłaty, to "Mommy" jest świadectwem pokory, przeprosinami, obietnicą partycypacji zarówno w winie, jak i w karze.
   
Dolan przestał być nastolatkiem z kamerą. Choć wciąż jest młody i pretensjonalny, to jego język ewoluował i przybrał spełniony artystycznie kształt. Jego kino jest sztuką flirtu z widzem, uwodzenia obrazem, oddziaływania na zmysły. Reżyser wie, jak pokazać na ekranie zapach, smak, dotyk, jest mistrzem rytmizowania ujęć i scen, a także inscenizacji – naszą uwagę rozdziela pomiędzy dźwięki, kształty, kolory i faktury. W niedawnym "Tomie" oraz w "Mommy" idzie jednak o krok dalej – nie zadowala go tylko estetyczna satysfakcja widza, zależy mu również na jego intelektualnej sytości. Jego bohaterowie są ciekawsi, głębsi, a przez to, że reżyser postanowił po raz pierwszy usunąć się z kadru, historia zyskuje na uniwersalności. Wciąż też przywiązany jest do wilde'owskich maksym, na których – świadomie bądź nie – wzniósł swoją twórczość. Pierwsza głosi, że ludzie dzielą się tylko na czarujących i nudnych. Druga – że miłość do siebie jest obietnicą uczucia na całe życie. Jako reżyser zachwyca uchem do dialogów i bezwstydnym wykorzystaniem popowych szlagierów. Dość powiedzieć, że umieszczając w filmie piosenkę "Blue" zespołu Eiffel 65, jest o wiele bardziej pomysłowy niż twórcy "Iron Mana 3", zaś evergreeny Celine Dion, Andrei Bocellego i Dido obudowuje nowym, zaskakującym kontekstem.

Dawno nie byłem tak zazdrosny po wyjściu z kina. Docenianie precyzyjnej konstrukcji i narracyjnej energii filmu to jedno, ale mój zachwyt nad konsekwencją, z jaką Dolan rozwija się jako autor, jest bezgraniczny. Szkoda byłoby, gdyby plotki o rychłym zakończeniu reżyserskiej kariery okazały się prawdą – "Mommy" to rewelacyjne kino, ale jeszcze lepszy zwiastun jego przyszłych dzieł.
1 10
Moja ocena:
9
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wkraczamy w intymną relację dwojga ludzi uwikłanych w bolesną miłość, która bezkompromisowo pochłania... czytaj więcej
"Vivo per lei", czyli "żyję dla niej", śpiewa w barze karaoke Steve (świetny Antoine-Olivier Pilon),... czytaj więcej
Jesteśmy w Kanadzie, czyli nigdzie, jest rok 2015, czyli zawsze. Właśnie w życie weszła ustawa S-14,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones